- Powinnaś była mnie
wyskrobać – posłał Sarze gniewne spojrzenie.
Matka - najważniejszy
człowiek w życiu Maxa i jego największy autorytet, okazała się…
ostatnią osobą zasługującą na podziw i szacunek. Jak mogła
rozłożyć nogi przed pozbawionym kręgosłupa moralnego celebrytą
?! Jak mogła być tak łatwa i durna?! Czuł się, jakby dostał w
pysk. Żywił nienawiść i pogardę do chłopaka w lustrze, którego
rysy potwierdzały gorzką prawdę... o bękarcie spłodzonym
przypadkowo przez pewnego dupka z groteskowego boysbandu i jego
nierozgarniętą groupie.
***
Howard długo roztrząsał
nie tyle samą historię przelotnego romansu Jasona, co powód dla
którego ją przytoczył. Odnosił wrażenie, że dzieląc się
wspomnieniem o Sarze, Sandrze, czy jak jej tam było, przyjaciel
odwracał kota ogonem - dopowiedział to i owo dla oszukania własnych
emocji związanych z medialną nagonką. Biedny Jase! Komu i czym
zawinił ten miły i porządny facet? Domyślił się kto stoi za
plugawymi artykułami i podnieca dyskusje na forach…
- Mówię ci, że to
Nigel. Ten... – posłał wiązankę przekleństw pod adresem byłego
managera Take That - …ma obsesję na jego punkcie!
- Myślisz? – odparł
Gary.
- Jestem pewien!
Gary, znając parszywy
charakter dawnego managera, nie wykluczał wersji Dougiego. Z drugiej
strony, w ciągu kilkunastu lat od rozpadu Take That, pozycja Nigela
Martina-Smitha w show businessie osłabła do tego stopnia, iż nie
był w stanie poważnie zaszkodzić żadnemu z byłych protegowanych.
Media od dawna konsekwentnie go ignorowały.
- Jase jest coraz
bardziej zdołowany – martwił się Howard. – Boję się, że
przypłaci to depresją.
- Będzie dobrze, Dougie
– zapewnił Gary.
- Powiedz, Gaz. Dlaczego
akurat Jay? - dociekał Howard – Zrobili z niego wybryk natury,
jakby to był jeden jedyny nieżonaty i bezdzietny facet po
czterdziestce…
- To logiczne – odparł
Gary. – Wszyscy patrzą na niego przez pryzmat zespołu. To
nieuniknione i nie mieszałbym w to Nigela. Od zawsze nas ze sobą
porównywali, w każdym aspekcie. I będą to robić, czy to się nam
podoba czy nie... – westchnął.
Howard przyznał koledze
rację.
- Co możemy zrobić z
tym fantem, Gaz? – spytał.
Gary odparł z właściwym
sobie poczuciem humoru:
- Przekonać Jasona,
żeby olał ten temat ciepłym sikiem i znalazł sobie żonę!
***
Pogrążona w myślach
Sara siedziała w fotelu skulona jak embrion. Z brodą opartą na
kolanach, wodziła wzrokiem za chodzącą po ścianie muchą.
- Mamo... – Max
pomachał rodzicielce przed oczami.
Uśmiechnęła się
delikatnie.
- Mamo... Chciałbym cię
przeprosić – położył rękę na sercu – Byłem w szoku… to
dlatego zareagowałem tak gwałtownie – przyznał z pokorą. –
Zachowałem się jak debil. Przepraszam.
Sara skinęła,
przyjmując przeprosiny, a Max oznajmił z dumą: Mam
najwspanialszą matkę na świecie! czym wzruszył ją do łez.
- Zawsze kierowałaś się
moim dobrem – synowskie spojrzenie wyrażało miłość i
wdzięczność. – Ukrywałaś prawdę o moim ojcu, żeby mnie
chronić. Zresztą – wzruszył ramionami – Czy Gregoire czy
Jason, jakie to ma znaczenie? Byłaś młoda, zrobiłaś głupotę
ale wszystko naprawiłaś... Przez siedemnaście lat mojego życia w
ogóle nie odczułem braku ojca – kiedy się uśmiechał, wyglądał
zupełnie jak Jason. Krew z krwi, kość z kości…
Wzruszenie odebrało
Sarze mowę.
- Dziękuję – Max
ucałował rodzicielkę w czoło. – Dziękuję za wszystko.
***
Jason ze swoistym
podziwem wspominał młodziutką kochankę – wygadaną i pewną
siebie a zarazem ujmująco ciepłą i miłą. To nie jej ładna
twarzyczka tak urzekła dwudziestopięcioletniego łamacza
nastoletnich serc. To jej urzekający sposób bycia, niespotykany
wśród fanek. Nie było w nim bałwochwalstwa, właściwego innym
dziewczętom określającym się mianem thatterek i to było
piękne! Wiedziała czego chce i nie musiała wyrażać tego wprost:
głębokim po sutki dekoltem i za krótką spódniczką. Pewna
swojego wdzięku flirtowała z gwiazdą popu jak, nie przymierzając,
z kolegą z sąsiedztwa. Bez tych histerycznych, przyprawiających o
mdłości wyznań, bez tych ochów i achów nad jego
urodą i talentem. Doskonale wiedziała, że ich relacja nie ma racji
bytu i zakończy się prędzej niż się zaczęła. Nie miała do
nikogo pretensji, nie oczekiwała więcej niż mogła otrzymać...
***
Sara poznała Annę
Schiller na internetowym forum fanów Take That. Trzydziestoletnia
prawniczka i dziewiętnastoletnia studentka dziennikarstwa z miejsca
zapałały do siebie sympatią a ich znajomość szybko wyszła poza
świat wirtualny. W ciągu siedmiu lat od pierwszej wymiany
uprzejmości w temacie powitalnym, zżyły się ze sobą jak
siostry, wzajemnie wspierając się w realizacji celów i marzeń.
Obie inteligentne, ambitne i pewne siebie, pięły się przebojem po
szczeblach swoich karier. Odkąd Anna wyjechała do Kolonii za pracą
w znanej rozgłośni radiowej, widywały się niezmiernie rzadko, a
każde spotkanie celebrowały, pijąc ulubiony rum kokosowy. Malibu
to moja druga miłość zaraz po Take That – zwykła mawiać
Anna. Korzystając z kilkudniowego urlopu, przybyła do Berlina
głównie po to, żeby pogadać w cztery oczy z dawno niewidzianą
przyjaciółką..
Siedziały w ulubionym
pubie, ekscytując się nadchodzącym mini koncertem organizowanym
przez dużą stację telewizyjną.
- Jak ci się odwdzięczę,
kochana? – spytała Sara – Jesteś nieoceniona, Aniu,
nie-o-ce-nio-na! – gestem przywołała kelnerkę i zamówiła po
jednym cuba libre1
dla siebie i przyjaciółki. – Widzisz, ostatnio mam straszne
urwanie głowy… To dlatego z początku zareagowałam bez
entuzjazmu…
- Jak zobaczę Marka to
nie ręczę za siebie – oznajmiła Anna, dopiwszy czwartego drinka
– Wedrę się do garderoby i zgwałcę to kurewsko seksowne ciacho!
– roześmiała się rubasznie, kierując na siebie srogie
spojrzenia osób siedzących parę stolików dalej.
Sara, napruta jak
messerschmitt, spytała półprzytomnie:
- A gdybym ci
powiedziała, że osiemnaście lat temu przespałam się z Jasonem?
Anna uśmiechnęła się
pobłażliwie:
- Uwielbiam twoje
poczucie humoru, Saro.
Pani Müller wyciągnęła
z portfela zdjęcie syna i podsunęła je koleżance pod nos:
- Tylko popatrz, moja
droga – mówiła wolno, plącząc słowa. – Popatrz tylko…
Przypadek? – odchrząknęła – Nie sądzę…
Anna, nieznacznie
trzeźwiejsza, popatrzyła pytająco na starszą koleżankę.
- Czyż on nie wygląda
identycznie? – kontynuowała Sara – Jak w piosence… He
had my eyes… my eyes… He had my smile… my smile….
– fałszywie odśpiewała fragment dawnego przeboju Take That.
- Piękny chłopak –
stwierdziła Anna, w duchu potwierdzając podobieństwo Maxa Müllera
do idola jego matki. – Mógłby być wziętym modelem.
Sara machała Annie
przed oczyma zdjęciem ukochanej latorośli:
- Max to wykapany tata –
bełkotała jak ostatni dziad. - Młody Jason… Krew z krwi, kość
z kości…
Anna troskliwie ujęła
dłoń przyjaciółki:
- Za dużo Malibu –
cmoknęła. – Na nas już pora, moja droga. Zamówię taksówkę.
1
Koktajl alkoholowy na bazie rumu i coli.
BY THATTERKA
"Wedrę się do garderoby i zgwałcę to kurewsko seksowne ciacho!" - hahahah! XD Padłam. To jest zajebiste! Uwielbiam TO opowiadanie. :3
OdpowiedzUsuń