"Everything Changes" - Opowiadania o Take That - Rozdział 2

by 12:03 4 komentarze
Ze specjalną dedykacją dla Pauliny W.

To był dopiero początek, a ja już chciałam zostać w Londynie. Bardzo mi się tu podoba. Ludzie są tacy mili i towarzyscy, miło się uśmiechają. Czuję się doceniona. 
Musiałam przyspieszyć kroku, bo umówiłam się z wujkiem w kawiarni. Szczerze mówiąc nie wiedziałam gdzie się ona dokładnie znajduje. Szłam i rozglądałam się dookoła, gdy nagle mój wzrok zatrzymał się na czymś co wywołało szeroki uśmiech na mojej bladej twarzy. Ogromny, wyraźny i po prostu piękny plakat informujący o koncercie Take That! To na pewno nie było przewidzenie. Serce zabiło mi mocniej i poczułam motylki w brzuchu. To było to, na co czekałam. Zdjęcie całej piątki z informacjami po bokach. W głowie zaczęło mi się tłumić tysiące myśli. A skąd pieniądze? Gdzie to jest? W co się ubrać? Będę miała autografy? Spotkam ich... na żywo? W tamtej chwili wiedziałam tylko jedno - nie mogę tego przegapić. Teraz albo nigdy. 
Stałam i wpatrywałam się w plakat. Nie mogłam nacieszyć oczu, ale trzeba było iść, bo (na szczęście) tłum rozwrzeszczanych fanek (chyba psychicznych) wyrwał mnie z zamyślenia. Szybkie spojrzenie na zegarek. Późno. Potem na plakat i na zegarek, plakat...
- Ech, muszę spadać! - Pomyślałam niezadowolona i ruszyłam. - Cały dzień raczej będę miała udany dzięki temu. 
Zrobiłam zaledwie dwa kroki i zza rogiem dostrzegłam wujka, lekko zniecierpliwionego. Upewniwszy się, że nic mnie nie potrąci przebiegłam przez jezdnię.
- O! Nareszcie jesteś. Co robiłaś? - Spokojnie zapytał wujek.
- Nie uwierzysz! A może jednak... Nie wiem, nie ważne! Znaczy ważne. - Zaczęły mi się plątać słowa. 
- Nooo...?
- Musze pójść na koncert Take That! - Powiedziałam. A raczej krzyknęłam z podnieceniem. 
Wujek patrząc zaczął się uśmiechać.
- Więc dlatego jesteś taka wesoła. Jak zamierzasz się tam wybrać? Masz pieniądze?
I wtedy mina mi trochę zrzedła.
- Nooo... Z tym to byłby problem.
W tym momencie zadzwonił telefon wujka. 
- Halo?.. Tak... A to pilne?... Nie możemy potem?... OK. To kiedy?... Aha, aha... To będę za 15 minut. - Zakończył rozmowę i zwrócił się do mnie. - Słuchaj, Kasiu. Muszę iść. Naprawdę bardzo przepraszam. Obiecuję Ci, że następnym razem spędzimy milej czas. - I odszedł.
Było mi trochę żal, że jedyna osoba z mojej rodziny, którą naprawdę kocham tak szybko uciekła. Skierowałam wzrok przed siebie. Jakaś grupka chłopaków patrzyła na mnie i coś mówiła. Dziwni jacyś. 
Podniosłam tyłek. Robił się zmrok. Błyskawicznie minął ten dzień, więc postanowiłam go jeszcze wykorzystać i pójść na spacer. Na ulicach było mniej samochodów, a w sklepach pusto. Zupełnie jak nie to miasto. Po drodze mijałam prostytutki, handlarzy narkotyków... 
Chyba skręciłam nie tu gdzie trzeba. - Pomyślałam. 
Wybiła 20. To chyba była najwyższa pora, żeby wracać do domu. Musiałam przejść na drugą stronę, a pasy były nie daleko. Poczułam się niewswojo w tym miejscu, więc przyspieszyłam. Żeby zająć myśli planowałam co zrobić aby dostać się na koncert Take That. Nie chciałam żałować. Marzenie trzeba spełniać. 
Nie rozglądając się na boki stanęłam na pasy. Nagle światło jakiejś ogromniej ciężarówki zaślepiło mi oczy. Całe moje życie stanęło mi przed oczyma. Kiedy myślałam, że to koniec jakaś tajemnicza siła chwyciła mnie za ramię. Upadłam z hukiem na chodnik. Ze strachu waliło mi serce i dopiero po chwili uświadomiłam sobie, co się stało. Mogłam zginąć!
- Kurwa! Uważaj na drugi raz jak łazisz! Już więcej nie będę ryzykować, żeby uratować jakąś fajtłapę! - Ktoś zaczął krzyczeć. - Ych, wstawaj. - Tajemnicza osoba pomogła mi się podnieść. - Czy ty jesteś ślepa?
Złapałam się za głowę i spojrzałam na... nieznajomą. 
- Dziękuję. - Odparłam. 
- Dziękuję? Dziękujesz?
- Taaak. Uratowałaś mi życie. 
- Lepiej zapłać. - Powiedziała szorstko. 
Zaczęłam mi się przyglądać.
- Ładna jesteś. - Uśmiechnęła się.
- Lesbijka? - Pomyślałam ze zdziwieniem. 
- Stefani jestem. A ty? - Przedstawiła się. 
- Kasia.
- Miło mi. - Podała rękę. 
Zupełnie nie wiedziałam co tak zmieniło jej ton. 
Była to bardzo skąpo ubrana, mocno umalowana, szczupła dziewczyna z jasnymi włosami. Bez wątpienie dziwka. 
- Kasia. To nie angielskie imię. Skąd jesteś? - Pytała.
- Poland. 
- Aaaa, Polska. Nic dziwnego, że ładna. Wszyscy mówię, że te z Polski są ładne. Zazdroszczę ci. Lepiej nie wchodź mi w drogę, bo wypruję ci flaki. - Pouczała. - Siadaj. - Wskazała na ławkę. 
- Ale ja muszę iść...
- Nie pierdol. Siadaj! 
Grzeczną dziewczynką to ona nie była. W pewnych momentach się jej bałam. 
Wyciągnęła ze skórzanej kurtki papierosy i skierowała w moją stronę.
- Nie, dziękuje, nie palę. - Odmówiłam stanowczo. 
- Nie palisz. - Przytaknęła głową. - A co robisz? - Znów wkuła we mnie wzrok. 
- Idę do domu. Dziękuję ci, że mi pomogłaś. Jeśli tak bardzo zależy ci na zapłacie to zapraszam cię jutro na spotkanie w tej kawiarni nie daleko stąd. - Zaproponowałam spotkanie niewiedząc na co się piszę. 
- A wiesz... bardzo chętnie. 
- To super. - Starałam się uśmiechnąć. Wcale nie miałam ochoty na to spotkanie, ale...
Nowo poznana dziewczyna w pewnym momencie wstała i podeszła do jakiegoś faceta. Zaczęła go uwodzić wzrokiem. Złapało go za rękę i pociągnęła przed siebie. Przechodząc koło mnie powiedziała:
- Jutro, 12, kawiarnia, liczę na ciebie... Kasia. - "Przesłała" mi całusa i się uśmiechnęła. 
Niedowierzając co się stało wstałam i obrała kierunek: dom.

~

To tyle.Chyba za bardzo spieszę, nie? Postaram się poprawić.  Jeszcze słów kilka o dedykacji.
Paulino, Stefani to ty i chuj. Dziękuję za uwagę.
Mam już zaplanowane kolejne 4 rozdziały, więc następny niedługo. I jak?

4 komentarze:

Źródła zdjęć