"Everything Changes" - Opowiadania o Take That - Rozdział 3

by 13:01 2 komentarze
I ciekawe kto tu będzie zgrywał ofiarę. Ja się tej Stefani naprawdę przestraszyłam. Co jak co, ale prostytutki i to takiej, nie widuje się na co dzień. Może przesadzam. Nie ocenia się ludzi po okładce. Poznam dziewczynę bliżej, jeszcze raz ładnie podziękuję i może się odczepi.
Zmierzałam oczywiście na umówione spotkanie. Znowu ta sama droga i ten sam plakat informujący o koncercie. Mimo, że nie wiedziałam jak to będzie, to i tak się uśmiechnęłam na jego widok. Mam nadzieję, że coś wykombinuję. W końcu od czego mam ten mózg? Trzeba być dobrej myśli... Tylko, że jak ja jestem dobrej myśli to wszystko jest nie tak.
Dostrzegłam Stefani. zastanawiałam się czy ja się spóźniłam, czy ona przyszła za wcześnie.
- Cześć! - Krzyknęła, gdy tylko mnie zauważyła. - Co ty taka... niezadowolona?
- Dzień Dobry. - Uśmiechnęłam się z przymusem. - Niezadowolona? Nieeee, dlaczego? Bardzo się cieszę, że kogoś w końcu poznałam. - W sumie fakt.
Badała mnie jeszcze przez chwilę wzrokiem uśmiechając się. Może nie widziała dziewczyny? Usiadłam naprzeciwko niej. Oczywiście z uśmiechem. Atmosfera była niezręczna.
- Fanka Take That? Kolejna? -Zapytała.
- Hmmm...? Skąd te podejrzenia? - Byłam bardzo zdziwiona.
- Oj nie udawaj. Przyszłam tu chwilę przed tobą, a po drodze widziałam jak się gapisz na plakat na tablicy i cieszysz ryja.
- No tak. - Powiedziałam.
- Wiedziałam! To w Polsce aż tak szaleją na ich punkcie? W sensie, że Take That. Wiesz... ja też za nimi przepadam. Ba! Ja się w nich zakochałam! - Mówiła z entuzjazmem.
- Serio? - A jednak miałyśmy coś wspólnego. - Nie wyglądasz na taką... miękką, która kocha pięciu chłopaczków z popularnego boysbandu. 
Obydwie wybuchłyśmy śmiechem. Bardzo przystojny kelner zwrócił na nas uwagę, podszedł. Wyglądał na zakłopotanego, ale się ogarnął. 
- Szarlotka na koszt firmy. - Zdjął z tacy dwa talerzyki z ciastem i uśmiechnął się. - Coś do picia?
Stefani była w niebo wzięta. Jeździła ręką po stoliku i patrzyła się temu facetowi głęboko w oczy. Było widać, że te sprawy ma opanowane do perfekcji.
- Dasz mi swój numer? - Zapytała.
- Tak. Dzwoń o każdej porze nocy i dnia. - Jak na zawołanie wyjął z kieszeni karteczkę.
Odchodząc ciągle się nam przypatrywał. Niespodziewanie wpadł na stolik, a szklanki z sokiem wylały się na klienta. My oczywiście się śmiałyśmy chociaż wyszła z tego niezła awantura. Po tym incydencie wiedziałam, że mam odczynienia z kokietką i w sumie... fajnym materiałem na przyjaciółkę.
- Słodki, prawda? - Spojrzała na mnie zadowolona.
- Tak, bardzo. A szczególnie z tym tortem na koszuli.
Stefani jeszcze raz spojrzała na nieznajomego. Rzeczywiście miał na koszuli tort na który się położył, gdy wpadł na stolik. Miałyśmy wielki ubaw.
- Dawno się tak nie uśmiałam. - Odparła. - Musimy się jeszcze spotkać.
- Tak... Ale ja jestem nu na wakacjach. Chciałabym trochę pozwiedzać i ...
- Nie ma sprawy! Świetnie znam okolicę, więc mogę cię po oprowadzać.
Zgodziłam się. Wyglądało na to, że znalazłam swoją bratnią duszę. Nie czekałyśmy długo i od razu wyruszyłyśmy. Oczywiście wcześniej pałaszując darmową szarlotkę i śmiejąc się przy tym z siebie. 
Na zwiedzaniu było super! Stef załatwiła nawet krótki rejs po Tamizie. Robiłyśmy sobie fotki w czerwonych butkach telefonicznych. Nie mogło także zabraknąć wycieczki piętrowym autobusem. Nigdy się tak świetnie nie bawiłam. Wszystko zakończyłyśmy w drogiej restauracji. Na szczęście moja nowa koleżanka miała znajomości  i wszystko było za darmochę. 
Gdy spojrzałam na zegarek myślałam, że dostanę załamania nerwowego. 22! Nie wierzę, że tak szybko minęło mi łażenie po parkach i nawet muzeach. 
- Kuźwa, muszę spadać! - Powiedziałam zdenerwowana i w pospiechu zaczęłam się zbierać.
- Poczekaj, gdzie ci się spieszy?
- Do domu.
- Aha... To cię oprowadzę. - Mówiła z niezadowoleniem.
- Spoko, przecież jeszcze się zobaczymy. 
- Hej, ale idiotko! - Zatrzymała mnie. - Nie możesz wracać sama, bo znowu wjebiesz się pod samochód. - Śmiała się.
- Spokojnie, mam niedaleko. Do zobaczenia... jutro o tej samej porze.
- OK, nie ma sprawy.
Jakoś dotarłam szczęśliwie do domu. Ku mojemu zdziwieniu czekał na mnie wujek. Już myślałam, że dostanę za to, iż się spóźniłam. Przecież on się o mnie martwił i bla, bla, bla. Kiedy nagle wyciągną zza siebie kawałek papieru. Nie zgadniecie co to.
- Otóż, wiem, że ci zależy. I nie martw się o te późne powroty. Jesteś u mnie, a nie u rodziców. - Powiedział.
To były bilety na najbliższy koncert Take That. Ten, którego plakat widziałam. 
Rzuciłam się na szyję wujkowi. On nie miał pojęcia jaka wielką radość mi sprawił. 
- Jeśli już jesteś tutaj to musisz coś z tego mieć. Nie musisz dziękować. - Ciągnął dalej.
Nie wytrzymałam. Musiałam się tym pochwalić Stef!

2 komentarze:

  1. Świetne! Czekam na następne. Nie mogę się doczekać następnego rozdziału. :D I super wygląd bloga, jak ty to zrobiłaś?

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Głowa pełna pomysłów zajebiście. :D

    OdpowiedzUsuń

Źródła zdjęć