Max Muller
Howard, nie odrywając
wzroku od monitora, głośno złorzeczył dziennikarskim hienom oraz
wszelkim hejterom i pseudofanom, dorabiającym legendy do
tabloidowych rewelacji.
- Wyluzuj, Dougie –
wtrącił łagodnie Jason, nie przerywając ćwiczeń, którym
zawdzięczał piękną młodzieńczą sylwetkę.
- I znowu o tobie, Jay! –
krzyknął poruszony do żywego Howard – Sugerują, że jesteś
bezpłodny albo psychiczny!
Z dziką satysfakcją
wymierzyłby prawy sierpowy autorowi tekstu szargającego dobre imię
jego przyjaciela. Niewzruszony Jason kontynuował swój trening.
- Gówno mnie to obchodzi
– powiedział spokojnie a dostanie. – Lepiej już wyłącz ten
komputer, Dougie. Szkoda twoich pięknych oczu. Naprawdę!
***
Czarne audi zatrzymało
się nieopodal placu, na którym kilkunastu młodych tancerzy dumnie
prezentowało swoje umiejętności. W rytmie hip hopu zwinne ciała
tworzyły efektowne figury, zapierające dech w piersiach
zgromadzonych wokół gimnazjalistów. Największe emocje wzbudzał
piękny smukły szatyn o mocno zarysowanej kości żuchwy. Urodą
modela oraz ekspresją i fenomenalnym poczuciem rytmu przyprawiał
rozentuzjazmowane nastolatki o szybsze bicie serc, wzbudzając jednocześnie
zazdrość i respekt ich kolegów.
Z samochodu wysiadła
zgrabna i szykowna trzydziestokilkulatka. W dopasowanej beżowej
sukience i czarnych skórzanych czółenkach nie wyglądała na
entuzjastkę break dance’u ani hip hopu. Niepostrzeżenie dołączyła
do nastoletniej publiczności, aby w milczeniu podziwiać dynamiczną
solówkę pięknego szatyna.
Krew z krwi kość z
kości – ukryła wzruszenie za ciemnymi szkłami okularów
przeciwsłonecznych.
***
- Halo, tu Ziemia! –
Howard pomachał dłonią przed twarzą zamyślonego Jasona.
Jay uśmiechnął się od
niemrawo. Wyjątkowo nie miał ochoty na męskie gadki przy piwku.
- Tylko nie mów, że
przejmujesz się plotkami… - Howard wiedział swoje. Nie wierzył w
obojętność przyjaciela wobec ataków brukowców oraz komentarzy w
Sieci.
- Daj spokój – odparł
Jay, podziwiając panoramę Kolonii z okna hotelowego pokoju, tego
samego, w którym jesienią 1995 roku spędził upojną noc z niejaką
Sarą. Zapamiętał imię, nietuzinkową urodę i sposób bycia
zdradzający nieprzeciętny intelekt…
- Nie chodzi o to, że
była ładna… - mówił z czołem opartym o szybę. – Miałem
wiele świetnych lasek… To nie była taka głupiutka panienka…
Howard westchnął
ostentacyjnie.
- Ciekawe, co teraz robi?
Gdzie mieszka… jak wygląda…?
- Jakie to ma znaczenie?
– wzruszył ramionami Howard – To tylko groupie, zwykła groupie.
***
Sara Müller wróciła do
domu cała roztrzęsiona.
- Cześć! – z kuchni
wyłonił się uśmiechnięty Max – Wszystko w porządku, mamo? –
przejął się smutną miną rodzicielki – Mamo?
- Wlepili mi mandat! –
fuknęła Sara – Co za wstyd!
- Mandat? – wzruszył
ramionami Max – To przecież nie koniec świata!
Sara łagodnie
uśmiechnęła się do syna.
- To nie do pomyślenia –
zmieniła ton na żartobliwy – Wzięta prawniczka i szanowana
obywatelka łamie przepisy ruchu drogowego! Wstyd i hańba!
- Wyluzuj, mamo!
Sara popatrzyła czule na
pięknego i mądrego syna - swoje największe szczęście i miłość
życia.
- Widziałam twój
występ, kochanie – powiedziała – Kiedy jechałam z kancelarii
na zajęcia fitness, zatrzymałam się na chwilę żeby popatrzeć.
Jesteś genialny, synku!
Max wzruszył ramionami.
- Daj spokój, mamo –
odparł z wrodzoną skromnością.
Zamknięta w łazience
Sara uroniła kilka łez. Wzdrygnęła się na wspomnienie sytuacji
sprzed osiemnastu lat, kiedy ledwo trzymając się na nogach, drżącym
głosikiem oznajmiła rodzicom, że spodziewa się dziecka. A gdyby
posłuchała ojca (Cholerny bachor zniszczy ci karierę!),
konsekwentnie wspieranego przez matkę (Co z twoimi studiami,
Saro?)? A gdyby nie postawiła się woli rodziców i w ostatniej
chwili nie odwołała zabiegu? Zatrzęsła się na tę myśl. Nie
potrafiła sobie wyobrazić życia bez ukochanego syna, którego
powiła w wieku niespełna siedemnastu lat. Maleńki Max wkrótce
stał się nie tylko oczkiem w głowie całej rodziny, ale też
swoistą siłą sprawczą wszelkich pozytywnych działań Sary,
nacelowanych na sukces zawodowy. Zdała maturę ze świetnym
wynikiem, dostała się na studia prawnicze, które ukończyła z
wyróżnieniem, zdobyła prestiżowy zawód i pieniądze, które
roztropnie wydawała na potrzeby swojego małego mężczyzny: dobre
szkoły, podróże, kursy tańca. Nie obejrzała się za siebie,
kiedy Max, z zabawnego szkraba ganiającego w pieluszce za motylkami
w ogrodzie, przeistoczył się w młodego mężczyznę, który lada
dzień wyfrunie z gniazda i zacznie żyć na własny rachunek…
Kierując się dobrem syna, od początku konsekwentnie zatajała
przed nim prawdę o jego ojcu, którym nie był żaden czarujący
Francuz poznany podczas szkolnej wycieczki.
BY THATTERKA
bardzo długie i bardzo ciekawe ;D
OdpowiedzUsuńUwielbiam, świetne opowiadanie!!!
OdpowiedzUsuńdłuugie, a zarazem bardzo ciekawe ;)
OdpowiedzUsuńObserwuję i liczę na rewanż !
http://loafers-blog.blogspot.com/