Max Muller - opowiadanie by thatterka (5)

by 10:49 2 komentarze
Anna Schiller zaklęła siarczyście w reakcji na szokujące wyznanie Sary. Wiele wody w rzece upłynie zanim ochłonie i przejdzie do porządku dziennego nad sytuacją, która mogłaby powstać jedynie… w bujnej wyobraźni nastoletniej autorki fanfików o Take That. Odkąd została powiernicą najpilniej strzeżonej tajemnicy swojej przyjaciółki a znanej prawniczki, Sary Müller – tajemnicy tyleż pięknej, co przerażającej – jej dość już zwariowane życie po prostu stanęło na głowie!

Mojej najsłodszej Sarze – Jason Orange – przeczytała na głos dedykację złożoną na okładce płyty Everything Changes. Z wrażenia rzuciła w powietrze kolejną wiązankę przekleństw.

- Przepraszam – zachichotała nerwowo. – Nie codziennie dowiaduję się, że moja przyjaciółka ma dziecko ze swoim idolem!

Szczerze przyznając się do zazdrości, nazwała Sarę pieprzoną szczęściarą.

- Pieprzoną w pełnym tego słowa znaczeniu – dodała w myślach – I to nie przez pierwszego lepszego…
- Kochałabym Maxa tak samo bez względu na to, kto byłby jego ojcem – odparła Sara, dotknięta nieudanym żartem młodszej koleżanki – Ale masz rację… - przytaknęła z westchnieniem - To prawda, jestem pieprzoną szczęściarą! Mam najwspanialszego syna na świecie i kocham go ponad życie – uroniła łzę. – Przy czym geny Jasona Orange są tu bez znaczenia!

Anna przeprosiła starszą koleżankę za swoje niemądre i nieprzemyślane słowa.

- Wybacz, moja droga… To ten szok… Wiesz, jak to jest… Ludzie w nerwach różne głupoty gadają… Chciałabym powiedzieć coś mądrego, ale nie ogarniam. Zwyczajnie nie-o-gar-niam! – gdzie się podziała ta elokwencja dziennikarki radiowej?

Sara przetarła wilgotne oczy. Wzięła głęboki oddech i nalała wina do kieliszków.

Uśmiechając się, wzniosła toast:

- Za ten przewrotny los!

- Za Take That! – dodała, z braku lepszej riposty, Anna.

***



Jason, który unikał Internetu jak diabeł święconej wody, a technologicznie – jak mawiali koledzy z zespołu – zatrzymał się w pierwszej połowie lat dziewięćdziesiątych, od dwóch godzin siedział przed komputerem, zawzięcie śledząc artykuły i komentarze dotyczące jego osoby.

Założę się, że Jason ma gromadkę dzieci i nawet o tym nie wie – pisał niejaki MancunianThatter84 – Mój kuzyn miał przyjemność poznać go osobiście. Spał z połową Manchesteru. Prawdopodobieństwo, że zaliczył wpadkę jest, że tak powiem, wysokie…

I to ma być fan? Słowa internauty skwitowane stosowną do treści buźką, poruszyły Jasona do żywego. Układał w głowie odpowiedź na bezczelny komentarz, kiedy niespodziewanie u jego boku pojawił się Howard.

- Jase, nie wierzę! – rozbawiony spoglądał przez jego ramię na ekran laptopa – Ty w Internetach? – w przyjacielskim geście poczochrał szpakowatą czuprynę kumpla. – Stary, nie poznaję!

Jason przełknął ślinę i ostentacyjnie trzasnął pokrywą komputera.

- Internet to syf – oznajmił, wstając od stolika.

Howard nie przestawał się śmiać.

- Odkryłeś Amerykę, bracie – poklepał Jasona po ramieniu. – Lepiej napijmy się piwa!

Jason bez mrugnięcia okiem przystał na propozycję kolegi.

***



- Dzień dobry, klinika ginekologiczno-położnicza, w czym mogę pomóc? – spytała przyjemnym głosem młoda recepcjonistka.

- Mówi Sara Müller – odpowiedziała nastolatka po drugiej stornie – Byłam umówiona na dziesiątą do doktor Zimmermann. Chciałabym odwołać zabieg.

- Pani Müller, godzina dziesiąta… - powiedziała do siebie recepcjonistka. – W porządku, pani Müller – zwróciła się uprzejmie do pacjentki doktor Zimmermann. – Wizyta anulowana.

- Dziękuję. Miłego dnia życzę – Sara odłożyła słuchawkę, podniosła swoją walizkę i nie oglądając się za siebie, wyszła z domu.

Wczesnym wieczorem znalazła się w katolickim przytułku dla samotnych matek, oddalonym dwieście kilometrów od rodzinnego Berlina. Rodzice szybko ustalili jej miejsce pobytu – nie czekała doby na pierwszy telefon.

- Urodzę to dziecko, czy tego chcecie czy nie! – krzyczała do słuchawki, zalana łzami szesnastolatka. – Nie macie prawa za mnie decydować w tej kwestii! Nie macie prawa!

- W porządku, córeczko – Rebeka Müller, nobliwa nauczycielka akademicka, ustąpiła pod naporem próśb i gróźb swojej jedynaczki. – Szanujemy twoją decyzję i zrobimy z ojcem wszystko co w naszej mocy, żeby zapewnić jak najlepsze warunki tobie i dziecku.



- Trzeba im przyznać, że zachowali się honorowo – powiedziała osiemnaście lat później jako dobiegająca czterdziestki kobieta sukcesu.

Anna z przejęciem słuchała opowieści przyjaciółki, której wielkie szczęście leżało w nietuzinkowej osobowości i sile charakteru, a nie w aparycji supermodelki, która zauroczyła jednego z pięciu najseksowniejszych mężczyzn świata. Większość znanych jej kobiet (z nią samą włącznie) przypłaciłaby życiem następstwa tego słodkiego wydarzenia… stanowiącego szczyt marzeń niejednej dziewczyny.

- Zupełnie jak w tej piosence… China in your hand – zauważyła. – Nie posuwaj się zbyt daleko w swoich marzeniach… są porcelaną w twojej dłoni… nie pragnij zbyt mocno… bo jeszcze się spełnią i nic z tym nie zrobisz…

Sara przytaknęła z uśmiechem.

- Coś w tym jest – upiła łyk wina. – Wiesz… wkrótce po tym jak zadzwoniłaś z wiadomością o tym koncercie, pojechałam na plac, gdzie zwykle tańczy Max z kolegami. To był impuls. Nie zastanawiałam się dlaczego to robię. Tyle razy widziałam jak tańczy… - upiła kolejny łyk. – Wiesz, po raz pierwszy w życiu pomyślałam o nas… znaczy o mnie, Maxie i Jasonie, jako o pełnej rodzinie… Patrzyłam jak tańczy, podobny do ojca, jakby skórę ściągnął i… wyobraziłam sobie inny przebieg tej historii… Wyobraziłem sobie, że Jason zakochuje się we mnie… oboje uczestniczymy w wychowaniu Maxa, obserwujemy jak dojrzewa, cieszymy się wspólnie z jego sukcesów, spędzamy razem Święta…

Anna mocno przytuliła przyjaciółkę.

- No już, kochana – ucałowała jej mokry policzek – Nie płacz, bo zaraz sama się rozpłaczę.

***

Howard nabijał się z Jasona i jego żenującej nieznajomości Internetu.

- Właśnie dlatego nie korzystam z tego gówna – odezwał się nieźle już podchmielony Jase. – To nie na moje nerwy… - otworzył kolejną butelkę piwa. – Nie mam żadnych dzieci! – upił duży łyk gorzkiego trunku. – Nie mam żadnych dzieci! – powtórzył głośniej i wyraźniej.

- A czy ja coś mówiłem? – niezmiennie wesoły Howard bezradnie rozłożył ręce.

- Zawsze używam gumek – mówił przejęty Jason do bliżej nieokreślonego słuchacza – Zawsze!

Howard ostentacyjnie chrząknął.

- Zawsze! - powtórzył nie bez sarkazmu. – Nieważne, że guma czasem niefortunnie pęknie, albo… albo się osunie i… - zachichotał.

- Zamknij się! – przerwał Jason.

***

Sara i Anna popatrzyły na siebie wymownie. Z jakichś powodów żadna z nich nie poruszyła tematu zbliżającego się minikonceru ani spotkania z ulubionym zespołem. Milczenie przerwał Max, który właśnie wrócił do domu:

Cześć – zawołał od progu. Rodzona matka od razu wyczuła, że coś go trapi…

Ta mała franca, Laura…

- Dzień dobry – ukłonił się, przechodząc obok salonu. Zanim Anna zdążyła odpowiedzieć, zniknął za drzwiami swojego pokoju.

Sara przeprosiła przyjaciółkę.

- Max – zapukała do pokoju syna. – Mogę?

- Proszę – wybąkał chłopak.

Leżał na wznak, zasłaniając oczy przedramieniem.

Sara usiadła na brzegu łóżka.

- Co się dzieje? - spytała z troską.

- Nieważne – odfuknął.

Machnęłaby ręką, gdyby chodziło o drobiazg. Maxa spotkała jakaś potworna przykrość – serce matki było w takich sprawach nieomylne.

- Możesz już sobie iść? – spytał, nie dbając o matczyną troskę.

- Nie! – odparła stanowczo Sara. – Nie wyjdę z tego pokoju, dopóki nie dowiem się, co się stało!

Usiadł na łóżku. Spoglądając na matkę zaczerwienionymi od łez oczyma, powiedział łamiącym się głosem:

- Laura…

Sara skrzyżowała ręce na piersiach. A nie mówiłam? – cisnęło się na jej usta, lecz wobec dramatu, który przeżywał jej ukochany jedynak, odpuściła sobie wszelkie złośliwości.

- Laura… jest w ciąży.

- Proszę? – zmarszczyła brwi. Czy aby dobrze usłyszała?

- Jest w ciąży i zamierza dokonać aborcji – dodał, szlochając, Max.
BY THATTERKA

2 komentarze:

  1. Witaj Szanowna Katarzyno.
    Piszę do Ciebie z przeciekawą nowiną, że właśnie z moją ukochaną kuzynką (oczywiście przy jej pomocy) założyłam sobie bloga. Jestem też tak ciekawa, czy poznasz kim jestem i czy poznasz kto to pisze. Ona mi specjalnie powiedziała, że ona będzie pisać, i żeby się nie podpisywać kim jestem, bo jest ciekawa czy zgadniesz kto pisze. Ale mam teraz zianie ;D Tak ja, która to pisze. Bo tego komentarza nie pisze właścicielka bloga tego co sie chce zareklamować w tym komentarzu tylko jej ukochana kuzynka.
    Mam nadzieję, że wpadniesz do mnie - czyli mnie tej co na bloga swego zaprasza - i czy poznazsz kto to pisał xD hahahahaha ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. czo to ma być, co za głąb pisał ten komentarz.
      oops... to chyba ja xD
      Izabello co powiesz hyhyhyhy wpadnij na banana bo tera ja bede pisać xD

      Usuń

Źródła zdjęć