Anna Schiller zaklęła
siarczyście w reakcji na szokujące wyznanie Sary. Wiele wody w
rzece upłynie zanim ochłonie i przejdzie do porządku dziennego nad
sytuacją, która mogłaby powstać jedynie… w bujnej wyobraźni
nastoletniej autorki fanfików o Take That. Odkąd została
powiernicą najpilniej strzeżonej tajemnicy swojej przyjaciółki a
znanej prawniczki, Sary Müller – tajemnicy tyleż pięknej, co
przerażającej – jej dość już zwariowane życie po prostu
stanęło na głowie!
Mojej najsłodszej
Sarze – Jason Orange – przeczytała na głos dedykację
złożoną na okładce płyty Everything Changes. Z wrażenia
rzuciła w powietrze kolejną wiązankę przekleństw.
- Przepraszam –
zachichotała nerwowo. – Nie codziennie dowiaduję się, że moja
przyjaciółka ma dziecko ze swoim idolem!
Szczerze przyznając się
do zazdrości, nazwała Sarę pieprzoną szczęściarą.
- Pieprzoną w pełnym
tego słowa znaczeniu – dodała w myślach – I to nie
przez pierwszego lepszego…
- Kochałabym Maxa tak samo bez względu na to, kto byłby jego ojcem – odparła Sara, dotknięta nieudanym żartem młodszej koleżanki – Ale masz rację… - przytaknęła z westchnieniem - To prawda, jestem pieprzoną szczęściarą! Mam najwspanialszego syna na świecie i kocham go ponad życie – uroniła łzę. – Przy czym geny Jasona Orange są tu bez znaczenia!
- Kochałabym Maxa tak samo bez względu na to, kto byłby jego ojcem – odparła Sara, dotknięta nieudanym żartem młodszej koleżanki – Ale masz rację… - przytaknęła z westchnieniem - To prawda, jestem pieprzoną szczęściarą! Mam najwspanialszego syna na świecie i kocham go ponad życie – uroniła łzę. – Przy czym geny Jasona Orange są tu bez znaczenia!
Anna przeprosiła starszą
koleżankę za swoje niemądre i nieprzemyślane słowa.
- Wybacz, moja droga…
To ten szok… Wiesz, jak to jest… Ludzie w nerwach różne głupoty
gadają… Chciałabym powiedzieć coś mądrego, ale nie ogarniam.
Zwyczajnie nie-o-gar-niam! – gdzie się podziała ta elokwencja
dziennikarki radiowej?
Sara przetarła wilgotne
oczy. Wzięła głęboki oddech i nalała wina do kieliszków.
Uśmiechając się,
wzniosła toast:
- Za ten przewrotny los!
- Za Take That! –
dodała, z braku lepszej riposty, Anna.
***
Jason, który unikał
Internetu jak diabeł święconej wody, a technologicznie – jak
mawiali koledzy z zespołu – zatrzymał się w pierwszej połowie
lat dziewięćdziesiątych, od dwóch godzin siedział przed
komputerem, zawzięcie śledząc artykuły i komentarze dotyczące
jego osoby.
Założę się, że Jason ma gromadkę dzieci i nawet o tym nie wie – pisał niejaki MancunianThatter84 – Mój kuzyn miał przyjemność poznać go osobiście. Spał z połową Manchesteru. Prawdopodobieństwo, że zaliczył wpadkę jest, że tak powiem, wysokie…
Założę się, że Jason ma gromadkę dzieci i nawet o tym nie wie – pisał niejaki MancunianThatter84 – Mój kuzyn miał przyjemność poznać go osobiście. Spał z połową Manchesteru. Prawdopodobieństwo, że zaliczył wpadkę jest, że tak powiem, wysokie…
I to ma być fan? Słowa
internauty skwitowane stosowną do treści buźką, poruszyły
Jasona do żywego. Układał w głowie odpowiedź na bezczelny
komentarz, kiedy niespodziewanie u jego boku pojawił się Howard.
- Jase, nie wierzę! –
rozbawiony spoglądał przez jego ramię na ekran laptopa – Ty w
Internetach? – w przyjacielskim geście poczochrał szpakowatą
czuprynę kumpla. – Stary, nie poznaję!
Jason przełknął ślinę
i ostentacyjnie trzasnął pokrywą komputera.
- Internet to syf –
oznajmił, wstając od stolika.
Howard nie przestawał
się śmiać.
- Odkryłeś Amerykę,
bracie – poklepał Jasona po ramieniu. – Lepiej napijmy się
piwa!
Jason bez mrugnięcia
okiem przystał na propozycję kolegi.
***
- Dzień dobry, klinika
ginekologiczno-położnicza, w czym mogę pomóc? – spytała
przyjemnym głosem młoda recepcjonistka.
- Mówi Sara Müller –
odpowiedziała nastolatka po drugiej stornie – Byłam umówiona na
dziesiątą do doktor Zimmermann. Chciałabym odwołać zabieg.
- Pani Müller, godzina
dziesiąta… - powiedziała do siebie recepcjonistka. – W
porządku, pani Müller – zwróciła się uprzejmie do pacjentki
doktor Zimmermann. – Wizyta anulowana.
- Dziękuję. Miłego
dnia życzę – Sara odłożyła słuchawkę, podniosła swoją
walizkę i nie oglądając się za siebie, wyszła z domu.
Wczesnym wieczorem
znalazła się w katolickim przytułku dla samotnych matek, oddalonym
dwieście kilometrów od rodzinnego Berlina. Rodzice szybko ustalili
jej miejsce pobytu – nie czekała doby na pierwszy telefon.
- Urodzę to dziecko, czy
tego chcecie czy nie! – krzyczała do słuchawki, zalana łzami
szesnastolatka. – Nie macie prawa za mnie decydować w tej kwestii!
Nie macie prawa!
- W porządku, córeczko
– Rebeka Müller, nobliwa nauczycielka akademicka, ustąpiła pod
naporem próśb i gróźb swojej jedynaczki. – Szanujemy twoją
decyzję i zrobimy z ojcem wszystko co w naszej mocy, żeby zapewnić
jak najlepsze warunki tobie i dziecku.
- Trzeba im przyznać, że
zachowali się honorowo – powiedziała osiemnaście lat później
jako dobiegająca czterdziestki kobieta sukcesu.
Anna z przejęciem
słuchała opowieści przyjaciółki, której wielkie szczęście
leżało w nietuzinkowej osobowości i sile charakteru, a nie w
aparycji supermodelki, która zauroczyła jednego z pięciu
najseksowniejszych mężczyzn świata. Większość znanych jej
kobiet (z nią samą włącznie) przypłaciłaby życiem następstwa
tego słodkiego wydarzenia… stanowiącego szczyt marzeń niejednej
dziewczyny.
- Zupełnie jak w tej
piosence… China in your hand – zauważyła. – Nie
posuwaj się zbyt daleko w swoich marzeniach… są porcelaną w
twojej dłoni… nie pragnij zbyt mocno… bo jeszcze się spełnią
i nic z tym nie zrobisz…
Sara przytaknęła z
uśmiechem.
- Coś w tym jest –
upiła łyk wina. – Wiesz… wkrótce po tym jak zadzwoniłaś z
wiadomością o tym koncercie, pojechałam na plac, gdzie zwykle
tańczy Max z kolegami. To był impuls. Nie zastanawiałam się
dlaczego to robię. Tyle razy widziałam jak tańczy… - upiła
kolejny łyk. – Wiesz, po raz pierwszy w życiu pomyślałam o nas…
znaczy o mnie, Maxie i Jasonie, jako o pełnej rodzinie… Patrzyłam
jak tańczy, podobny do ojca, jakby skórę ściągnął i…
wyobraziłam sobie inny przebieg tej historii… Wyobraziłem sobie,
że Jason zakochuje się we mnie… oboje uczestniczymy w wychowaniu
Maxa, obserwujemy jak dojrzewa, cieszymy się wspólnie z jego
sukcesów, spędzamy razem Święta…
Anna mocno przytuliła
przyjaciółkę.
- No już, kochana –
ucałowała jej mokry policzek – Nie płacz, bo zaraz sama się
rozpłaczę.
***
Howard nabijał się z
Jasona i jego żenującej nieznajomości Internetu.
- Właśnie dlatego nie
korzystam z tego gówna – odezwał się nieźle już podchmielony
Jase. – To nie na moje nerwy… - otworzył kolejną butelkę piwa.
– Nie mam żadnych dzieci! – upił duży łyk gorzkiego trunku. –
Nie mam żadnych dzieci! – powtórzył głośniej i wyraźniej.
- A czy ja coś mówiłem?
– niezmiennie wesoły Howard bezradnie rozłożył ręce.
- Zawsze używam gumek –
mówił przejęty Jason do bliżej nieokreślonego słuchacza –
Zawsze!
Howard ostentacyjnie
chrząknął.
- Zawsze! - powtórzył
nie bez sarkazmu. – Nieważne, że guma czasem niefortunnie pęknie,
albo… albo się osunie i… - zachichotał.
- Zamknij się! –
przerwał Jason.
***
Sara i Anna popatrzyły
na siebie wymownie. Z jakichś powodów żadna z nich nie poruszyła
tematu zbliżającego się minikonceru ani spotkania z ulubionym
zespołem. Milczenie przerwał Max, który właśnie wrócił do
domu:
Cześć –
zawołał od progu. Rodzona matka od razu wyczuła, że coś go
trapi…
Ta mała franca,
Laura…
- Dzień dobry –
ukłonił się, przechodząc obok salonu. Zanim Anna zdążyła
odpowiedzieć, zniknął za drzwiami swojego pokoju.
Sara przeprosiła
przyjaciółkę.
- Max – zapukała do
pokoju syna. – Mogę?
- Proszę – wybąkał
chłopak.
Leżał na wznak,
zasłaniając oczy przedramieniem.
Sara usiadła na brzegu
łóżka.
- Co się dzieje? -
spytała z troską.
- Nieważne – odfuknął.
Machnęłaby ręką,
gdyby chodziło o drobiazg. Maxa spotkała jakaś potworna przykrość
– serce matki było w takich sprawach nieomylne.
- Możesz już sobie iść?
– spytał, nie dbając o matczyną troskę.
- Nie! – odparła
stanowczo Sara. – Nie wyjdę z tego pokoju, dopóki nie dowiem się,
co się stało!
Usiadł na łóżku.
Spoglądając na matkę zaczerwienionymi od łez oczyma, powiedział
łamiącym się głosem:
- Laura…
Sara skrzyżowała ręce
na piersiach. A nie mówiłam? – cisnęło się na jej usta,
lecz wobec dramatu, który przeżywał jej ukochany jedynak,
odpuściła sobie wszelkie złośliwości.
- Laura… jest w ciąży.
- Proszę? –
zmarszczyła brwi. Czy aby dobrze usłyszała?
- Jest w ciąży i
zamierza dokonać aborcji – dodał, szlochając, Max.
BY THATTERKA
Witaj Szanowna Katarzyno.
OdpowiedzUsuńPiszę do Ciebie z przeciekawą nowiną, że właśnie z moją ukochaną kuzynką (oczywiście przy jej pomocy) założyłam sobie bloga. Jestem też tak ciekawa, czy poznasz kim jestem i czy poznasz kto to pisze. Ona mi specjalnie powiedziała, że ona będzie pisać, i żeby się nie podpisywać kim jestem, bo jest ciekawa czy zgadniesz kto pisze. Ale mam teraz zianie ;D Tak ja, która to pisze. Bo tego komentarza nie pisze właścicielka bloga tego co sie chce zareklamować w tym komentarzu tylko jej ukochana kuzynka.
Mam nadzieję, że wpadniesz do mnie - czyli mnie tej co na bloga swego zaprasza - i czy poznazsz kto to pisał xD hahahahaha ;)
czo to ma być, co za głąb pisał ten komentarz.
Usuńoops... to chyba ja xD
Izabello co powiesz hyhyhyhy wpadnij na banana bo tera ja bede pisać xD